Jętki na widoku
No i stało się. Po miesiącach dyskusji, konsultacji, subtelnych szantaży i podprogowych manipulacji w końcu wymieniono nam jętki w saloniku na poddaszu.
A tak było:
A z klatki schodowej tak:
Zawinił wykonawca dachu, który mimo naszych ustaleń dotyczących więźby pochopnie zamówił całość w drewnie impregnowanym. Zawinili też inwestorzy, którzy dali sobie wcisnąć kit, że po cheblowaniu impregnat całościowo zejdzie. Kiedy po pół roku od montażu więźby, założeniu na niej dachówki, nasza hiper rzetelna (ironia) ekipa od dachu ukończyła dach płaski (który też przeciągała i opóźniła przez to tynkowanie o 3 miesiące) chcieli zawinąć resztę zapłaty z nadzieją, iż nikt nie śmie przypomnieć o tym inwestorskim wymyśle. Stało się jednak inaczej, co widać na zdjęciach.
Wszystkie 16 jętek (poprawna nazwa: kleszczy) została wymieniona na nieimpregnowane i suszone. Na każdą parę belek przypada kabelek :), pod kabelki podepniemy taśmy LED podpięte pod ściemniacz. Jedyną zagwostką, jaka teraz mam pozostała, to czym i jak to zaimpregnować, aby nie ingerować za bardzo w kolor, przy zachowaniu również matowego wykończenia.
Sentencja na koniec jest taka, że nie trafieni"fachowcy" potrafią wyssać entuzjazm z nawet tak trafiającego w nasze gusta elementu wystroju.
Komentarze